- Szczegóły
- Kategoria: Dyskusyjny Klub Książki

Na wrześniowym spotkaniu uczestnicy dyskutowali o książce "Empuzjon" Olgi Tokarczuk.
Lubicie gotować? Znacie to uczucie, kiedy tuż po przyrządzeniu potrawy, mimo mnóstwa wrzuconych tam składników i intensywnych przypraw smak wydaje się płaski? Ale, hej, tyle doświadczenia, tyle odcinków Masterchefa za wami, wiecie, że danie potrzebuje trochę postać, żeby aromaty połączyły się, przegryzły i finalnie stworzyły znacznie bardziej złożoną kompozycję.
Po przeczytaniu "Empuzjonu" Olgi Tokarczuk już wiem, że takie doświadczenie jest możliwe także przy zetknięciu z literaturą. Tuż po skończeniu lektury czułam przede wszystkim… irracjonalną pustkę. Irracjonalną, bo przecież było w tej powieści tyle wyrazistych, smakowitych elementów.
Jakbym była na pokazie, w trakcie którego iluzjonista wrzuca mnóstwo rekwizytów do cylindra: puchatego białego królika, garść szklanych kulek, czarnego szpaka, skórzany pasek, różową piłkę, potem macha nad nim, odwraca, potrząsa i nic z cylindra nie wypada.
Na szczęście skończyłam lekturę "Empuzjonu" dwa dni przed spotkaniem DKK , bo gdybym miała mniej czasu, mogłabym przyjść rozczarowana pustym cylindrem. Ale te dwa dni wystarczyły aby elementy "Empuzjonu" roztoczyły swoje aromaty, dotarły, wymieszały się z moimi wewnętrznymi "składnikami" i żeby ostatecznie z cylindra wyleciał paw – rozłożył swój wielobarwny ogon i potrząsnął swoją fascynująco dziwaczną małą główką.
Na naszą dyskusję szłam już zachwycona, ale muszę zaznaczyć, że byłam ze swoim entuzjazmem w mniejszości (choć nie osamotniona) – było wśród klubowiczów jedno "nieprzebrnięcie" z powodu znudzenia, lekkie przytłoczenie językiem, głosy: "bywały lepsze Tokarczuk" - tu osobiste wyznanie – "Empuzjon" to moja pierwsza powieść naszej noblistki.
Akcja "Empuzjonu" rozgrywa się tuż przed pierwszą wojną światową w Görbersdorfie (dzisiejszym Sokołowsku – tak, książkę można czytać z rozłożoną mapą), gdzie młody student Politechniki Lwowskiej przybywa leczyć gruźlicę w słynnym sanatorium. Start kuracji ma niezbyt przyjemny - codzienny porządek zostaje zakłócony śmiercią (wszystko wskazuje, że samobójczą) żony prowadzącego uzdrowisko Wilhelma Opitza. To wydarzenie staje się przyczynkiem do dysputy między pozostałymi, bardziej zaawansowanymi wiekowo kuracjuszami na temat kobiet, ich natury i roli w społeczeństwie (ciężko w to uwierzyć, ale te wypowiedzi nie są fikcją literacką). Ale to nie śmierć Klary Opitz stanowi tu realizację zapowiedzi gatunkowej z podtytułu powieści ("horror"), dalej jest coraz mroczniej. Chociaż nie wiem, czy nie najmroczniejsze nadal są tu zakamarki ludzkich umysłów, a najbardziej chowane przed światłem, prywatne sekrety. Ale bardzo dużo też wrażliwości i czułego spojrzenia na ludzi i przyrodę.Jakiś czas temu usłyszałam o winach niepodróżujących, czyli takich, które pite gdzieś na wyjeździe zachwycają aromatem, zaś kupione w sporych ilościach i przywiezione do domu, nie smakują, jak na miejscu. Wtedy następuje rozczarowanie - smak w warunkach domowych nie umywa się do tego w warunkach wyjazdowych, bo dużą część aromatu zbudowały nasz nastrój, wrażenia, otoczenie podczas kosztowania trunku. Parafrazując, "Empuzjon" jest książką niepodróżującą w kontekście pór roku. Przynależy do wilgotnej, szybko ściemniającej się, pochmurnej jesieni. Czytany w tych warunkach, pozwoli spojrzeć na otaczającą rzeczywistość trochę inaczej. W gorące lato czy rześką wiosnę straci mnóstwo swojego uroku. Czytajcie, póki jest odpowiednia aura : )
Agata Lipko
- Szczegóły
- Kategoria: Dyskusyjny Klub Książki

Po “Saturninie” w DKK trudnych relacji rodzinnych ciąg dalszy. Przy czym we “Wronach” jest to trudność zdecydowanie większego kalibru.
Tu życie czteroosobowej czeskiej rodziny: rodziców i dwóch córek, poznajemy z perspektywy matki oraz młodszej córki, dwunastoletniej Basi. W treści książki przewija się jeszcze jeden narrator - wrona, która wiodąc swoje ptasie życie, obserwuje czasem Basię przez okno. Z wzajemnością zresztą - Basia czyni bowiem ową wronią rodzinę bohaterami swojego linorytu, dzięki któremu jej wyjątkowy talent plastyczny zostaje zauważony w szkole. Szybko okazuje się, że ta uwaga i docenienie talentu to miła odmiana w życiu Basi. Narracja jej matki pedantki jest bowiem tak pełna niechęci, złości i małostkowości wobec młodszej córki, że aż przygniata.
Jest to niestety tylko wierzchołek góry lodowej okropności, które dzieją się w tej rodzinie. Mamy tu do czynienia z taką dozą krzywdy dziecka, bezsilności a czasem nawet bezczynności osób postronnych i państwowego systemu, że niewielka objętościowo książka ma finalnie gigantyczny ciężar.
Generalnie jednogłośnie uznaliśmy “Wrony” przede wszystkim za wstrząsające. Bardziej wstrząsająca jest chyba tylko refleksja, że takie treści są nam nadal potrzebne, abyśmy pozostali wyczuleni na sygnały różnych tragedii.
Trochę debatowaliśmy nad wiarygodnością narracji Basi pod kątem świadomości bohaterki w kontekście jej wieku i czasów w których żyje. Myślę, że jest to wypadkowa tego, jak ewidentna dla czytelnika jest przemoc wszelkiej maści ze strony rodziców oraz tego, że niezbyt często mamy do czynienia z głosem dziecka prowadzonym w czasie teraźniejszym a nie w retrospektywie. Może też rzadko rozmawiamy z 12 latkami (ja na pewno). Osobiście uznałam podjęcie się zadania bycia głosem krzywdzonego dziecka za wyzwanie godne szacunku i jak na mój gust autorka wyszła z tego z tarczą.
Narracja Basi oparta jest na obserwacjach siebie i najbliższego otoczenia, co daje wrażenie poznawania świata, jego reguł (niektórych dla nas oczywistych), budowania wartości i priorytetów, a co najważniejsze - mocnej podatności na wpływy zewnętrzne. W kontraście, narracja matki pełna jest sztywnych wytycznych jak powinno być, oceny zachowania innych pod kątem czy wpisuje się w te reguły, czy nie. Ciekawym kontrapunktem jest tu spojrzenie wroniej matki na Basię - zimne, beznamiętne obserwacje, nieco złowieszczego ptaka - nadal są o niebo mniej krzywdzące dla dziewczyny, niż wewnętrzna narracje jej własnej rodzicielki, przedstawicielki teoretycznie najbardziej rozwiniętego emocjonalnie gatunku.
Na finiszu spotkania powymienialiśmy się czytelniczymi wrażeniami spoza “kanonu lektur DKK” :) Dyskutanci polecają :
Friedrik Backman, “Miasto niedźwiedzia”
Valerie Perrin, “Życie Violette”
Bernardine Evaristo, “Dziewczyna, kobieta, inna”
Rebecca F. Kuang, Trylogia wojen makowych
Agata Lipko
- Szczegóły
- Kategoria: Dyskusyjny Klub Książki

Po lipcowym spotkaniu z radością melduję, że nasze dyskusje utrzymują temperaturę i poziom zaangażowania dyskutantów, choć "obiekt" był diametralnie różny niż w poprzednim miesiącu.
"Saturnin" to opowieść na kilka głosów, rozbrzmiewająca w różnychpunktach czasoprzestrzeni. Składa się na patchwork losów przedstawicieli trzech pokoleń pewnej rodziny. Rodziny, jakiej miliony w Polsce.
Punktem wyjścia książki jest zniknięcie członka najstarszego pokolenia rodziny, dziadka Tadeusza oraz poszukiwania, na które ruszają jego córka Hanna oraz wnuk - tytułowy bohater.
Dla trzydziestoletniego Saturnina powrót w rodzinne strony oraz okoliczności tego powrotu to otwarcie drzwi do przeszłości z całym "dobrodziejstwem inwentarza" – miłe wspomnienia przeplatają się z traumami, osobistymi demonami, niedopowiedzeniami i przemilczeniami.
Małecki w ten patchwork wszywa też historię matki Saturnina, przedstawioną poprzez jej listy z lat młodości, pisane do kuzynki oraz przeżycia mdziadka z czasów wojny. Dzięki temu zostaje nam uchylony dywan rodzinny z dużą ilością "zamiecionych" kwestii. W sumie, wiemy o tej rodzinie więcej niż którykolwiek z jej członków, co dla mnie jako czytelnika było ciężkie do udźwignięcia, bo miałam przemożne wrażenie, że ta wiedza bardzo by się wszystkim bohaterom przydała…
Informacje podane w tej książce to jedna kwestia, drugą jest sposób przekazania ich czytelnikowi. Uważam, że zasługuje on na osobny (i bardzo subiektywny) komentarz. Małecki bowiem pięknie buduje zdania oraz metaforyzuje, opisując emocjonalne niuanse. Kompletnie zdobył mnie swoim spojrzeniem na zwykłego człowieka i jego wewnętrzną puszkę Pandory.
Kiedy skończyłam czytać "Saturnina", myśląc o spotkaniu DKK, westchnęłam ciężko i pomyślałam "będę musiała bronić tej książki" [krytykanctwo przychodzi mi łatwiej niż entuzjazm i obrona :)]. Na szczęście miałam w tym zadaniu spore wsparcie, bo „Saturnin” został przez większość DKKowców ciepło przyjęty i wysoko oceniony (choć werdykt nie był jednogłośny). Zostanie ze mną na dłużej nasza poboczna dyskusja o tym czego szukamy w literaturze, chyba dlatego, że przyniosła mi wyjaśnienie dlaczego "Saturnin" mi się podobał. Ujmuje mnie w literaturze kunsztowne i celne opisywanie codzienności oraz czułość i uwaga oddana zwykłemu człowiekowi. Poszukuję w niej momentów, kiedy znane mi na poziomie empirycznym uczucie zostaje zwerbalizowane i zamknięte w słowach, w zdaniach, często bardzo niepozornych tak jak tu: "(…) już nigdy nie będę człowiekiem, który tego nie zrobił".
Jeśli szukacie w książkach podobnych smaczków, sięgnijcie po Małeckiego.
Agata Lipko
- Szczegóły
- Kategoria: Dyskusyjny Klub Książki

Po "Gdzie śpiewają raki", bestsellerze ze szczytu listy New York Times, którego zdobycie nadal wymaga ustawiania się w bibliotecznych kolejkach (na szczęście wirtualnych!), przyszła kolej napopularnonaukową książkę z 2015 roku (którą także ciężko było upolować w bibliotece ze zgoła innych powodów – niewielkiej ilości egzemplarzy). A ta niszowa książka osiągnęła w Bibliotece "Przy Zawiszy" frekwencyjny sukces! To jest właśnie dobitny przykład, że - wydawać by się mogło, logiczny ciąg przyczynowo skutkowy (nowość + popularność = więcej chętnych do rozmowy – to był mój podstępny plan na poprzednie spotkanie dyskusyjne) - czasem okazuje się nie mieć pokrycia w rzeczywistości. W równaniu po prostu było więcej zmiennych, o których zupełnie nie pomyślałam. Za to stara, dobra hipoteza „im nas więcej, tym ciekawiej” zdecydowanie nie zawiodła. Dyskusja nad książką, w której czołowy prymatolog (tak autor określa sam siebie w oryginalnym tytule) przedstawia obserwacje behawioralne dwóch gatunków małp człekokształtnych: szympansów i bonobo oraz zestawia je z życiem społecznym ludzi, była najdłuższą, najbardziej ożywioną i najbarwniejszą z tych, w których miałam przyjemność uczestniczyć. Jak to się stało? Myślę, że to w dużej mierze zaleta szerokiej, wbrew pozorom, pojemności tematycznej tej pozycji. Podczas gdy fragmenty dotyczące małp, stopniowo budujące z konkretnych obserwacji ostatecznie spójny system społeczny tych zwierząt, nie podlegały dyskusji a ich walor edukacyjny został jednogłośnie doceniony przez gremium, tak zestawienie z życiem społecznym ludzi, w oparciu o nauki społeczne, etykę, filozofię, sztukę (tak, autor jest niewątpliwie erudytą) zdecydowanie podzieliło dyskutantów. Były głosy pod wrażeniem celności i błyskotliwości tych porównań, były głosy mocno sceptyczne w tych kwestiach i wszystko pomiędzy : ) Już po naszej dyskusji z rozbawieniem odkryłam, że "Małpa" (slang korespondencyjny DKK) w bazie e-booków, z której korzystałam, ma tylko dwie recenzje – jedną z najwyższą notą i pełną zachwytu, drugą z najniższą i miażdżącą krytyką. Ta wróżba świetnej debaty zdecydowanie sprawdziła się na naszym spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki pod egidą Biblioteki przy Placu Zawiszy! Mam nadzieję że następnym razem spotkamy się w co najmniej tak samo licznym i ciekawym gronie! Zapraszamy!
P.S Zainteresowanym ciekawymi obserwacjami z życia zwierząt i poszukiwaniem w nich nauki dla ludzi polecam rodzimą pozycję "Animal Rationale" Łukasza Bożyckiego i Pawła Fortuny. Ta okraszona pięknymi zdjęciami współpraca biologa i psychologa jest świetnym przykładem na to, jak fantastyczne rzeczy mogą powstać dzięki dzieleniu się wiedzą i otwartości na takie doświadczenia.
Agata Lipko
- Szczegóły
- Kategoria: Dyskusyjny Klub Książki

Majowe spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki postanowiliśmy zorganizować podczas obchodów Ogólnopolskiego Tygodnia Bibliotek, którego zwieńczeniem na Ochocie był piknik biblioteczny. Wietrzna pogoda nie odstraszyła miłośników literatury. Punktualnie o 17.30 klubowicze zajęli leżaki, aby na półtorej godziny zanurzyć się w świat bohaterów powieści Delii Owens "Gdzie śpiewają raki".
Delia Owens w książce przywołuje historię Kyi Clark, która w dzieciństwie porzucona przez rodzinę mieszka na obrzeżach małego miasteczka Barcley Cove. Bagna stanowią cały jej świat, zastępują najbliższych i kształtują życie.
Obyczajowo-kryminalna opowieść ukazana jest na tle niesamowitej, dzikiej przyrody. Plastyczne obrazy, jakimi raczy nas autorka pozwalają przenieść się na chwilę na wybrzeże Północnej Karoliny i zanurzyć się w niezmąconej cywilizacją nieokiełznanej naturze.
O tym "ile warto poświęcić, by pokonać samotność", warto dowiedzieć się samemu, biorąc do ręki debiut powieściowy amerykańskiej pisarki.